Już niespełna kilka dni dzieli nas od premiery gry, o której robi się co raz głośniej wśród polskiej społeczności graczy. Mowa tu oczywiście o Dying Light. Czy mamy do czynienia z kolejnym klonem Dead Island? Czy zombie w nowym wydaniu mają szansę ująć nas swym klimatem?

Już 28-go stycznia będziemy mieli okazję przekonać się o tym, czy tytuł naszego rodzimego Techlandu faktycznie trzyma poziom i zasługuje na pełną uwagę. Oczywistym jest, że nie da się uniknąć jakichkolwiek porównań do „poprzednika” nadchodzącej produkcji. Dying Light i Dead Island (2011) zdają się mieć ze sobą bardzo wiele wspólnego. Oba tytuły to FPP koncentrujące się na wycinaniu w pień nadciągającej hordy zombie ( lub ich unikaniu ) . Obie gry są „dziećmi” naszego polskiego, poczciwego Techlandu. Z tego co dane nam było ujrzeć w sieci, sama rozgrywka polega na podobnym koncepcie. W przypadku Dying Light wprowadzono kilka innowacji, które mają na celu uatrakcyjnić graczowi podróż w świat opanowany przez „chodzące zwłoki”. Mam tu na myśli sposób poruszania się po świecie, który w głównej mierze oparty jest na francuskim parkour. Pokonywanie takich przeszkód jak mur czy też jakikolwiek budynek, nie będzie stanowiło dla nas większego problemu. Drugą dość ciekawą rzeczą jest zaimplementowanie w grze pór dnia i nocy. Podczas dnia będziemy hardcorowo przemierzać ulice Haran w poszukiwaniu celów misji. Jeśli zaś chodzi o noc… – Tu sytuacja będzie wyglądała nieco inaczej. Przeciwnicy mają być o wiele agresywniejsi, a efekt przerażenia ma być nad wyraz wyczuwalny.

dyinglight-header04-1080x625Co z tego wszystkiego wyjdzie? Powiem szczerze, że na daną chwilę podchodzę do tego tytułu delikatnie i ostrożnie… Nie ukrywam, iż mam nadzieję na dobrą zabawę i dobrze pociągnięty wątek fabularny. Jednakże będąc fanem wszelakiej maści filmów i gier ocierających się o świat „żywych trupów”, obawiam się lekkiego rozczarowania. Nie zrozumcie mnie źle. Naprawdę mam nadzieję na dobrą, dynamiczną i ociekającą krwią zombie, grę. Zamówienie przedpremierowe już dawno wisi w PS Store i odliczam dni do chwili, kiedy będę mógł osobiście zanurzyć się w ogarnięty infekcją świat zombie. Życie gracza nauczyło mnie jednak jednego, – „odrzuć cały Hype i bierz grę taką jaką jest!” Tym właśnie hasłem staram się kierować i na spokojnie podchodzić do każdej nadchodzącej premiery. Ponadto jestem zwolennikiem myśli – „lepiej niekiedy jest się pozytywnie zaskoczyć, niż niemile rozczarować…”

Można by posądzić mnie o to, iż sceptycznie podchodzę do tejże produkcji, gdyż jest to gra z Polski. Nic bardziej mylnego! Cieszy mnie fakt, że polski rynek gier tak prężnie się rozwija i całym sercem wspieram taki stan rzeczy. Wiedźmin jest chyba najlepszym dowodem na to, że jesteśmy w stanie zrobić coś dobrze i to w wyjątkowy sposób. Wydaje mi się, że staram się po prostu nie zapeszyć… Moje wspomnienia z naszpikowanego błędami Dead Island nie są nazbyt miłe ( jak nie trudno się domyślić… ). Zaistniały fakt braku przyzwoitej fabuły również nie przemawiał na korzyść gry Techlandu. Do tej pory pamiętam FAIL, jaki zaliczyłem podczas kooperacji z moim znajomym. Powiedziałem kooperacji?! Błąd! Niestety nigdy nie było mi dane dołączyć do jego gry! Należałoby napomknąć o tym, że możliwość siekania zombiaków ramię w ramię było głównym powodem, dla którego sięgnąłem po Dead Island. Ironia losu… Techniczna strona gry Techlandu wołała o pomstę do nieba i mam nadzieję, że nie będziemy świadkami „powtórki z rozrywki”. Mam ogromną nadzieję na dobrą kooperację w Dying Light i masę frajdy towarzyszącej rozgrywce. Błagam… Nie zawiedźcie nas.

I tym oto nostalgicznym, aczkolwiek pełnym nadziei akcentem, przyszłoby mi zakończyć. Pomimo błędów przeszłości jestem gotów nadal spoglądać w świetlaną przyszłość i z niecierpliwością oczekiwać dnia premiery. Dying Light już 28-go stycznia! Tego dnia okaże się czy wybaczanie ma faktycznie jakąkolwiek moc…