Zakup samej konsoli PS4 dla graczy w Polsce to już spory wydatek. A przecież kupić PlayStation 4 bez żadnej gry nie wypada. Abonament PS+ też by się przydał. Wydatki rosną i wielu graczy na pewno chciałoby przetestować kilka gier za darmo. Niestety patrząc na ofertę PlayStation Store może być to bardzo trudne, bo pod względem wersji demonstracyjnych producenci na PS4 dali ciała na całej linii.

Tak jak wspominałem już na wstępie zakup konsoli w trakcie premiery drenuje portfel w sposób dramatyczny. PS4 i tak jest tańsze, niż PS3 w czasach rynkowego debiutu w 2007 roku, ale 1700 zł to zawsze poważna suma. Gdy powiększymy ją o akcesoria okazuje się, że bez sprzedaży nerki możemy sobie pozwolić na jedną, góra dwie gry na starcie.

Co prawda lista tytułów startowych na PS4 nie jest przesadnie imponująca, ale 6-7 tytułów wartych zainteresowania bez problemu można wybrać. Pamiętam, że na PlayStation 3 ilość wersji demonstracyjnych dostępnych w PSS była duża. Praktycznie każda licząca się gra miała demo, które można było ściągnąć aby przekonać się o mocy, jaka drzemie w nowej konsoli Sony.

Po zakupie PlayStation 4 chciałbym uczynić to samo – z zestawem nabyłem Killzone: Shadow Fall, a inne gry chciałem przetestować za darmo, aby podjąć decyzję na co ewentualnie skuszę się później. Niestety wizyta w PlayStation Store okazała się kubłem zimnej wody wylanej na moją głowę. W sklepie znajdziemy wersję demonstracyjną wyłącznie FIFY 14.

PlayStation-Store-PS4-demoSłabo, prawda? W przypadku niektórych gier, takich jak Assassin’s Creed IV: Czarna Flaga jestem w stanie zrozumieć twórców. Gry oparte o otwarty świat ciężko przystosowuje się do wersji demonstracyjnych. Ale dwa samochody i dwie trasy w Need for Speed: Rivals, czy jedna misja w Killzone: Shadow Fall, Battlefield 4, lub Call of Duty: Ghosts? Sądzę, że coś takiego byłoby wykonalne.

Producenci sami sobie robią krzywdę, bo tak na dobrą sprawę niewiele osób wie co te gry na next-genach sobą reprezentują. Gracze znają je z trailerów, które są zazwyczaj picowane, albo z gameplayów, które z kolei często nie reprezentują jakością tego, co zobaczymy finalnie na swoim telewizorze, bo są nagrywane przysłowiowym żelazkiem.

Pozostaje nam niestety opieranie się na opiniach z Internetu, kupowanie na nosa, wybieranie swoich ulubionych serii, albo branie wszystkiego jak leci. Szkoda, że producenci (zwłaszcza dziwię się Sony, że nie udostępniło nawet dema Knack) nie zadbali o to, żeby każdy gracz na spokojnie mógł zapoznać się z ich grami przed zakupem.