Nie jestem fanem strzelanin na konsolach, ale jednej z nich nie mogłem przegapić, jako wieloletni fan Star Wars – mowa tu oczywiście o najnowszym Battlefroncie. Kupiłem go zatem, zagrałem i…co z tego wyszło? Zapraszam do recenzji.
Poprzednie, wydane jeszcze przez Pandemic Studios części serii w dużym stopniu ukształtowały mnie jako gracza, ponieważ spędziłem z nimi (zwłaszcza z pierwszą częścią) kilka lat. Gdy GameSpy wyłączyło swoje serwery było mi bardzo przykro, bo godnego następcy SWBF nie było na horyzoncie. EA po kupieniu praw do gier ze świata Star Wars zmieniło ten stan rzeczy.
Star Wars: Battlefront 2015 miał trudne zadanie – sprostać oczekiwaniom fanów, którzy ostatnią dobrą grę ze Star Wars dostali niemal 10 lat wcześniej (Empire at War). Musiał również sprostać oczekiwaniom graczy, którzy nie są wielkimi fanami uniwersum George’a Lucasa, ale za to lubią grać i nie chcieli dostać Battlefielda z innymi skinami żołnierzy. Zadanie więc nie było łatwe…
Udało się
Patrząc pod względem czystego gameplaya DICE zadanie wykonało w 100%. Większość gier typu FPS (ewentualnie TPS, bo w Battlefroncie można zmieniać perspektywę z jakiej widzimy naszego żołnierza) na samym początku sprowadza nas do roli mięsa armatniego, a dopiero po kilkunastu godzinach zaczynamy jako tako orientować się na polu bitwy, opanujemy sterowanie, odblokujemy odpowiednie bronie.
W Battlefroncie nie ma czegoś takiego. Rozgrywka jest tak dynamiczna i przystępna, że osoba mająca z grubsza pojęcie o sterowaniu DualShockiem 4 od razu wpadnie w wir walki i może nie będzie wymiatać, ale nie będzie też dostawać takich batów, aby zniechęcić się do gry. To jest ogromny plus tej gry i coś, co momentalnie odróżnia ją od znacznie bardziej opartego o skilla Battlefielda. W SWBF chaos bitewny jest tak duży, że zawsze kogoś ustrzelimy.
Również nie opiera się ona tak mocno o system ulepszeń i unlocków, dzięki czemu właściwie po paru godzinach stworzyłem swój idealny zestaw broni i dodatków (tutaj dostępnych w formie kart), z którymi gram już cały czas.
Niestety takie podejście nie pociąga za sobą wyłącznie pozytywów. W grę łatwo się wchodzi, ale po niedługim czasie dostrzega się coraz więcej miejsc, w którym uproszczenia poszły za daleko. Odradzanie się na losowo wybieranym partnerze jest po prostu słabe w porównaniu z drużynami, z którymi mieliśmy do czynienia w Battlefieldzie 3 albo 4 (o BF2 albo BF2142, gdzie było to jeszcze bardziej rozbudowane nawet nie wspomnę). Sprawia to, że gra nie ma właściwie żadnej potencjału pod teamplay i grę drużynową. Każdy biega sam i strzela do wszystkiego co się rusza. Widać, że twórcy poszli tu o jeden krok za daleko.
Ależ ta gra wygląda! Szkoda, że równie dobrze nie brzmi
Na całość DICE poszło za to w przypadku grafiki i wcale nie mam im tego za złe. Battlefront to najładniejsza gra w jaką grałem na PlayStation 4. Z mega ostrymi teksturami, dopracowanymi modelami i niesamowitą grą świateł, efektami specjalnymi.
Na taką grafikę naprawdę czekałem w grze Star Wars, bo w końcu osiągnęliśmy poziom, w którym ograniczenia techniczne nie są już żadnym problemem w oddaniu rozmachu, w jakim zrealizowane zostały filmy.
Za to sporym rozczarowaniem jest dla mnie oprawa dźwiękowa. Same odgłosy pola walki to klasyczne Gwiezdne wojny i nie mam się tutaj do czegokolwiek przyczepić – moje negatywne nastawienie wynika z muzyki, jaka znalazła się w grze. Utworów jest mało, część spośród nich to nie jest nawet John Williams. Rozumiem, że strzelaniny sieciowe to nie są gry, w których muzyka jest na pierwszym planie…ale tutaj oczekiwałbym czegoś w stylu dwóch pierwszych Battlefrontów. Tam muzyka była obecna cały czas, doskonale pasowała i nadawała klimatu bitwom. W nowym SWBF chociażby na Hoth brakuje charakterystycznego utworu, który w filmie Imperium Kontratakuje towarzyszył szturmowi na Bazę Echo. Wielka szkoda.
W co można zagrać
Do dyspozycji gracza oddano kilka trybów sieciowych – coś dla siebie znajdą zarówno fani dużych potyczek (tryb Supremacja lub AT-AT), jak i mniejszych, opartych o zadania do wykonania starć (przejmowanie kapsuł, czy ochrona droidów). Dla mnie około połowa z nich jest zjadliwa, resztę traktuje w kategorii ciekawostki. Fani trybu dla jednego gracza nie otrzymają żadnej kampanii, a jedynie zbiór prostych misji, do zagrania „na raz”.
I tutaj dochodzimy do największej bolączki Star Wars Battlefront w moich oczach – jest to gra szalenie uboga w zawartość. EA od lat przyzwyczajało nas, że wycina ze swoich gier sporo contentu, by później sprzedać go w postaci DLC, ale tutaj przekroczyło już poziom przyzwoitości.
4 planety, które dostępne są w podstawowej wersji gry (można je rozszerzyć o Jakku poprzez wykorzystanie kodu z pudełka) to kpina z graczy. Są one zróżnicowane, ale w końcu zaczynają się nudzić. Co prawda różne ich części dostępne są w różnych trybach, ale jeśli ktoś gra tylko np. w najbardziej zbliżoną do klasycznych Battlefieldów/Battlefrontów Supremację, to kończy tak naprawdę z 4 mapami. Więcej będzie w 4 zapowiedzianych już DLC.
Jeśli porównamy to z Battlefrontem z 2004 roku, to nowa gra od DICE jest doszczętnie zmiażdżona. Ponad 10 lat temu otrzymywaliśmy kilkanaście zróżnicowanych lokacji, więcej pojazdów, więcej klas postaci, a w dodatku starcia mogliśmy toczyć również w czasach Wojen Klonów, dodatkowo w trybie Galactic Conquest, kampanii fabularnej czy starciach dla 64 graczy (w nowym BF limit to 40). I to wszystko znajdowało się na płycie z grą.
Werdykt
W związku z tym szalenie ciężko jest mi ocenić tę grę. Bawię się przy niej jak przy żadnej innej strzelaninie na konsolach. Pod względem gameplayu to prawdziwa perełka i jestem gotów wybaczyć jej pewne uproszczenia. Jednocześnie nie wiem kiedy zacznie mi się nudzić walka ciągle na tych samych 5 mapach.
Ten tytuł sprawia wrażenie rozbudowanego dema, które dopiero po wydaniu 200 zł na dodatki stanie się pełnoprawną grą z ilością map, która pozwoli na dłuuugą zabawę. Ale wtedy pewnie zapowiedziany zostanie Star Wars: Battlefront 2 i znowu trzeba będzie wyskakiwać z 200 zł. Interes się kręci, ja jako fan Star Wars nie żałuję wydanych na tę grę pieniędzy, ale w przypadku SWBF2 nie będzie już taryfy ulgowej – EA będzie musiało mnie już na starcie przekonać do swojej gry, bo drugi raz kasy na tak okrojony produkt nie wydam.