Można mówić o serii Call of Duty wiele rzeczy. Można ją krytykować, naśmiewać się z tego, że od lat praktycznie stoi w miejscu, ale co roku wyniki sprzedaży zamykają wszystkim usta. Tak jest i tym razem, gdy popatrzymy w co najchętniej gra się w USA. I znowu utwierdzamy się w przekonaniu, że marka jest ważniejsza niż jakość.

Gdy popatrzymy na to, co reprezentują sobą topowe shootery debiutujące wraz z PlayStation 4 to Call of Duty: Ghosts powinno zaliczyć solidną wtopę. Grze powielającej sprawdzone, ale obecne od kilku lat pomysły przyszło zmierzyć się z graficznym killerem, czyli Killzone: Shadow Fall oraz może trochę mniej ładnym, ale niezwykle mocnym i dopieszczonym Battlefieldem 4.

A mimo to doniesienia płynące z amerykańskiego rynku pokazują, że wszystko zostaje po staremu. Sony Computer Entertainment America ogłosiło, że Call of Duty: Ghosts jest najczęściej uruchamianą grą na PlayStation 4, a największe sklepy sprzedające gry dołożyły do tego informację, że również najchętniej kupowaną. Podobnie jest na Xboxie One.

Trudno jest mi znaleźć wytłumaczenie tego stanu rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że gry z serii Call of Duty mogą wciągnąć (zwłaszcza multiplayer), chociaż mnie nigdy nie przykuły na dłużej przed ekran. Jednak ile można grać z grubsza w to samo? Ja bym chyba nie wytrwał. Co prawda rok w rok kupuję kolejne Assassin’s Creedy, jednak coraz bardziej motywuje mną chęć poznania dalszej części wątku fabularnego, który strasznie mi się spodobał, niż sam gameplay.

Ale to jest właśnie urok zjawisk społecznych, które śmiało można nazwać fenomenami. Niektórzy oglądają kilka linii na płótnie i zachwycają się nimi, bo namalował je znany malarz, a inni kupują Call of Duty: Ghosts. Nie chcę oczywiście wrzucać obu grup do jednego worka, bo kupno CoD nie jest w żaden sposób głupie, czy pozbawione sensu. Ale wciąż nie rozumiem aż takiej popularności tej serii…