Połączenie FPS-a z MMO w podzielonym na instancję, dobrze wykreowanym uniwersum post-apokaliptycznego wszechświata wyglądało na papierze świetnie. Jeśli dodać do tego dobrą grafikę, genialny podkład muzyczny i masę rozgrywki na kilkadziesiąt godzin, to musi wyjść z tego hit. Prawda? PRAWDA?!
Słowem wstępu

Destiny, podobnie jak Watch_Dogs, cierpi na wygórowane wymagania i oczekiwania społeczności graczy i identycznie, jak w wyżej wymienionej produkcji, nie jest to bezpodstawne. W obu tych przypadkach twórcy wręcz obiecywali grę roku, tytuł przełomowy, który na zawsze odmieni nasze postrzeganie elektronicznej rozrywki. Co z tego pozostało? Na to pytanie nie odpowiem sam, do tak trudnego zadania potrzebowałem pomocy, więc ta recenzja powstawała przy udziale aż trzech redaktorów.
Fabuła

Gry z gatunku Massively multiplayer online rzadko zachwycały spójną i interesującą fabułą. Zwykle oferowały jedynie tło, które miało usprawiedliwiać wędrówki od jednego NPC do drugiego. Destiny stara się pokazać, jak bardzo posiada opowieść z prawdziwego zdarzenia. Wydaje się wręcz krzyczeć „Spójrz! Jaka ciekawa historia! Mamy mnóstwo bohaterów (ehm, 3 włącznie z Ghostem), zwroty akcji (ja nie zauważyłem) i epicki finał!” Sam nie wiem jak ocenić taki twór. Nie wiem również jak można było stworzyć tak nierówną grę. Każdy aspekt tej produkcji posiada tyle samo zalet co wad, a największą bolączką fabuły, jest fakt, że jest po prostu nudna i przewidywalna aż do bólu. Z drugiej strony ogromne wrażenie robią dialogi, które odegrane są perfekcyjnie. Co prawda rola naszego „duchowego przewodnika”* nie jest szczytem umiejętności Petera Dinklage, ale zdecydowanie daje radę. Czy to w ogóle nie dziwne, że w tak rozbudowanym uniwersum najwięcej do powiedzenia ma latający dron?

Zabawę zaczynamy jako świeżo wskrzeszony Strażnik, który musi uciec z przerażających, rosyjskich terenów do jedynego bezpiecznego miejsca na Ziemi – Wieży. Wieża, to miasto, które zostało zbudowane pod Podróżnikiem, czyli tajemniczym statkiem, który wieki wcześniej przyleciał do Ziemi i to właśnie dzięki niemu ludzkość żyła długo i szczęśliwie, a postęp technologiczny był szybszy niż kiedykolwiek. Niestety Podróżnik ten ma śmiertelnego wroga – Ciemność, który po latach w końcu go odnalazł i doprowadził do Upadku. Już sam wstęp zalatuje ogranymi do granic możliwości schematami. Nie jest do jednak koniec używania znanych archetypów i klisz. Najbardziej widoczne jest to w samych bohaterach. Nasz protagonista to typowy komandos, którego jedynym zadaniem jest parcie naprzód i zabijanie kolejnych hord wrogów i słuchanie rozkazów mądrzejszych od niego. Ghost, który odgrywa rolę wszechwiedzącego pomocnika oraz nieznana, tajemnicza postać, o której nic nie wiadomo, a która okazuje się być najlepszym sprzymierzeńcem. Powiem krótko, jeśli nastawiacie się na kupno tej gry aby przejść fabułę i odłożyć pudełko na półkę, to będą to zmarnowane pieniądze.

* wybaczcie ten suchar
Bohater

Pokierujemy losami bezimiennego Strażnika, który przypadkowo został wybrany spośród całego tłumu jemu podobnych osób. Tylko my możemy uwolnić wszechświat od Ciemności i bla bla bla. To co zwykle. Przyjemnym zaskoczeniem jednak był bardzo fajny kreator postaci. Nie jest on może zbyt rozbudowany, jednak każdy element jest ładny i pasuje do całości, więc jest w czym wybierać. Na samym początku musimy zdecydować się, którą klasą zagramy, a wybór jest również ograniczony. Odznaczający się siłą pancerza i wytrzymałością Tytan, władający magią Warlock oraz zwinny i szybki Hunter. Istnieją również trzy rasy postaci- Awokeni, Ludzie i Exo. Niestety, wybór jednej z nich nie ma żadnego wpływu na rozgrywkę czy fabułę, jest to jedynie kosmetyczna zmiana.

Niezależnie od klasy nasz arsenał będzie składał się z trzech broni, o których wspomnę później, granatu, uderzenia z bliska oraz super umiejętności. Każdy z tych elementów może być modyfikowany przez nas w dowolnym momencie, jednak pula możliwych do wyboru perków zwiększa się wraz ze wzrostem doświadczenia. Ponadto na 15 poziomie mamy możliwość odblokowania subklasy, która dostarczy całkowicie nowego zestawu skilli.

Uzbrojenie naszego Strażnika można podzielić na trzy bronie, w zależności od typu amunicji, których używają. Podstawowa to najczęściej karabin szturmowy lub wyborowy, który charakteryzuje się niskimi obrażeniami lecz dużą częstotliwością wystrzałów. Broń poboczna to najczęściej shoutguny i różnorakie snajperki, a do ciężkich należą wyrzutnie rakiet oraz duże karabiny maszynowe. Każdy rodzaj sprawdza się w walce z innymi przeciwnikami, a ponadto niektóre bronie posiadają jeden z trzech żywiołów, które odpowiadają żywiołowym tarczom silniejszych przeciwników. Działa to na zasadzie łączenia tych samych elementów aby w efekcie pozbyć się ochrony wroga.

Rozgrywka

Destiny można najłatwiej porównać do bardzo udanej fuzji Diablo i Borderlands. Z legendarnego hack’n’slasha zaczerpnięto instancje, rozwój postaci i kilka mniejszych rozwiązań, a reszta to strzelanie na dużych, względnie otwartych terenach i zbieranie masy ekwipunku. Model strzelania jest zręcznościowy, a dodany auto-aim jest delikatny i bardzo nie przeszkadza. Pierwszym rodzajem misji są lekko fabularyzowane i oskryptowane zadania, które prawie zawsze polegają na tym samym. Idź, zabij, przytrzymaj kwadrat, aby Ghost zrobił to, co do niego należy, ewentualnie zabij jakiegoś bossa. Na każdej z planet możemy również wziąć udział w trzyosobowym Strike-u, który wymaga już większego zaangażowania i zawsze kończy się bardzo wytrzymałym bossem. Oprócz tego istnieje możliwość wolnego spacerku po wybranej planecie, podczas którego możemy wykonywać proste i nużące zadania poboczne, zbierać minerały i liczyć na okazjonalne, losowe eventy. Jak każda gra ze swojego gatunku, tak i Destiny kładzie duży nacisk na grind, czyli żmudne powtarzanie misji i zabijanie przeciwników, aby zdobyć lepsze przedmioty, czy zwiększyć poziom naszej postaci.

Niestety właśnie w tym aspekcie leży pies pogrzebany, gdyż gra, która miała być ogromna, a wręcz nieskończona, okazała się zaledwie skrawkiem tego, czego oczekiwaliśmy. Powtarzalność bije na każdym kroku, przeciwnicy podzieleni są na cztery frakcje, które znacząco się od siebie różnią, jednak poszczególnych gatunków oponentów jest tak mało, że nie ma to dużego znaczenia. Walka z każdym wrogiem wygląda podobnie i jedynie bossowie oraz granie na najwyższych poziomach trudności wymusza taktyczne myślenie i planowanie kolejnych ruchów. Misji jest tak mało, że powtarzane ich aby zdobyć lepszy sprzęt z czasem staje się irytującym obowiązkiem. Także tak reklamowana kooperacja została tutaj potraktowana po macoszemu. Żadna z klas postaci nie posiada umiejętności, które stworzone zostały do pomocy innym. Jedynie subklasy oferują niewielkie wsparcie dla sojuszników, jednak nie jest to ich główna rola. Gra ze znajomymi polega po prostu na wspólnym pluciu ołowiem (czy tam kosmicznymi laserami) w rzesze przeciwników i ożywianie się nawzajem od czasu do czasu.

Mimo wszystkich wad, które opisywałem powyżej zagrywam się w Destiny jak głupi, a trzydzieści godzin rozgrywki już dawno stuknęło mi na zegarze. Zastanawiałem się dlaczego i doszedłem do wniosku, że głównym faktem opowiadającym się za tą produkcją jest to, że gra w nią wiele osób. Przez ostatni tydzień praktycznie każdy mój znajomy posiadający PlayStation 4 katuje Destiny i chcąc nie chcąc dołączam do nich. Oczywiście nie znaczy to, że sama rozgrywka nie przynosi mi przyjemności, gdyż model strzelania jest dobry i satysfakcjonujący, pokonanie bossa po kilku godzinach zmagań cieszy serce, a zbieranie legendarnego ekwipunku jest wysoko na liście moich priorytetów. Podsumowując tę ścianę tekstu jednym zdaniem : „Jest to przyjemna gra, pełna niespójności, powtarzalności i zmarnowanego potencjału.”
Rywalizacyjny multiplayer – Michał Runowski

Istotnym elementem Destiny jest Crucible, który odblokowuje się po osiągnięciu 5 poziomu. Jest to tak naprawdę tryb gry wieloosobowej przeciwko innym graczom. Jest okazją do sprawdzenia swoich umiejętności w stosunku do innych, ale całe szczęście nie ogranicza się tylko do tego.

W Crucible do dyspozycji mamy cztery tryby rozgrywki:

Control – tryb 6 vs 6 polegający na zdobywaniu i utrzymywaniu trzech stref na mapie,
Clash – tryb 6 vs 6, który jest klasycznym team deathmatch’em, nie ma żadnych dodatkowych zadań oprócz zabijania graczy drużyny przeciwnej,
Rumble – Free For All, czyli każdy na każdego, wszyscy na mapie są Twoimi przeciwnikami,
Skrimish – tryb 3 vs 3, podobnie jak Clash jest po prostu team deathmatch’em, jednak w tym przypadku mamy możliwość wskrzeszania graczy naszej drużyny.

Trybów rozgrywki nie ma za wiele jednak uważam, że ich ilość jest zupełnie wystarczająca i każdy znajdzie coś dla siebie. Mecze rozgrywają się na 10 mapach znajdujących się na Ziemi, Księżycu, Marsie oraz Wenus. Mapy nie są ani za duże, ani za małe, dzięki czemu rozgrywka jest wyjątkowo dynamiczna i na brak nudy nie można narzekać. Dodatkowym atutem jest, że na mapach nie ma zbyt wielu miejsc do wiecznego kampienia. Mapy zostały tak zaprojektowane, że w dużej mierze składają się z otwartych przestrzeni, a do pomieszczeń i budynków zazwyczaj są przynajmniej dwa wejścia. Kolejnym dużym plusem dla Bungie jest optymalizacja spawn’ów. Nie zdarzyło mi się respawn’ować za czyimiś plecami lub w środku jakiejś niesamowitej jatki. Nie zdarzyło mi się też respawn’ować na drugim końcu mapy, żebym musiał biec lub lecieć przez pół świata do miejsca, w którym coś się dzieje.

Podczas rozgrywki możemy korzystać ze swoich zdobytych w trakcie gry broni oraz umiejętności, jednak obowiązuje zasada braku przewagi ze względu na poziom postaci. Co nie oznacza, że gracze o wyższych poziomach jej nie mają i nie mam na myśli tutaj doświadczenia zdobytego podczas grania fabuły. Biorąc pod uwagę, że w trakcie rozwijania swojej postaci pojawiają się coraz lepsze bronie z większą stabilizacją podczas strzelania powoduje to, że gracze o krótszym stażu są w zdecydowanie gorszej pozycji.

Jednym z atutów Crucible, który skłania do czynnego uczestnictwa w nim jest to, że nabiją nam się punkty doświadczenia, dzięki czemu możemy szybko zdobywać kolejne poziomy. Oprócz tego po każdym meczu przyznawane są nagrody w postaci uzbrojenia. Teoretycznie są przyznawane dla najbardziej aktywnych graczy, jednak w praktyce jest to raczej losowanie – na szczęście łatwiej jest coś wygrać niż w lotto. Oprócz zdobywania punktów doświadczenia, od 18 poziomu dodatkowo otrzymujemy reputację, która pozwala na zakup wyjątkowego ekwipunku. Punktów reputacji w ciągu tygodnia można zdobyć 100. Natomiast, aby osiągnąć 1 poziom reputacji należy ich zdobyć 1500, czyli w najlepszym wypadku zajmie to 15 tygodni. Niektórych te liczby mogą przestraszyć, a dodatkowo dochodzi fakt, że wcale tak łatwo nie idzie zdobywanie tych punktów.

Crucible jest naprawdę ciekawym elementem Destiny i można go potraktować swoistą odskocznie od fabuły gry lub pozwolić się mu całkowicie pochłonąć tak jak w moim przypadku. Bardzo podoba mi się dynamika gry, wielkość map i ich rozkład oraz dobra optymalizacja spawn’owania. To są rzeczy, których poszukuje w każdej grze, a w Crucible to znalazłem. Dla mnie mogłaby być to zupełnie oddzielna gra i z pewnością znalazłaby się ona na mojej półce. Mimo mojego zachwytu, obiektywnie muszę stwierdzić, że brak przewagi poziomu postaci nie jest do końca prawdą (chociaż mogłoby być znacznie gorzej), jednak rzeczą najbardziej mi przeszkadzającą w Crucible jest oznaczenie na mapie, po której stronie znajduje się przeciwnik. Jest to pewne ułatwienie, jednak w rywalizacji między graczami Bungie mogłoby z tego elementu zrezygnować. Nie mówiąc już, że przy dłuższym czasie można się nabawić zeza, chociaż nie zostało to jeszcze stwierdzone klinicznie ;).

Jeśli jeszcze nie spróbowaliście swoich sił w Crucible, to odłóżcie na chwile główny wątek gry i spróbujcie swoich sił przeciwko innym graczom.

Oprawa audiowizualna – Bogumił Jachimowicz

Od czego by tu zacząć? Hmm.. Może od tego, że sountrack w Destiny jest po prostu powalający? Być może zachowuję się teraz jak dziecko, które właśnie dostało coś na co czekało tak długo, ale co mi tam. Doczekałem się czegoś pięknego i mam zamiar o tym napisać.
Marty O’Donnell oraz Mike Salvatori są osobami, które uraczyły nas tak piękną i okraszoną masą wzniosłości ścieżką dźwiękową. Jak już wiadomo nie jest rzeczą łatwą stworzyć atmosferę, która pochłania gracza w całości w taki sposób aby on sam nie chciał by ta podróż się skończyła. Śmiem twierdzić, że tym razem się udało. Na niektórych forach internetowych można napotkać opinię, iż muzyka w swojej świetności przewyższa sama grę, do której powinna być jedynie dodatkiem. Sam nie wiem czy to dobrze, czy to źle. Wiem jedno – zostałem oczarowany światem Destiny głównie dzięki oprawie muzycznej, która nadała mojej grze charakteru. Jak już nie raz wspominałem, najważniejszym dla mnie w świecie gry jest atmosfera, która jest budowana poprzez trzy podstawowe czynniki – historia, muzyka i grafika. Konwencje wielu gier bywają oczywiście różne i nie należy wrzucać wszystkiego do jednego wora. Jednak trudno się nie zgodzić z faktem, że muzyka w grze jak i w filmie nadaje ostateczny wyraz tytułowi. To właśnie ona jest tym cichym i tajemniczym przemytnikiem emocji. To dzięki oprawie muzycznej intensyfikują się nasze doznania. Nieważne czy jest to lęk, gniew czy też wzruszenie.

Jedno jest pewne, bez muzyki życie nie miałoby tak szerokiego wachlarza uniesień. Trudno mi jest opisać słowami to co zostało mi podane w warstwie muzycznej Destiny. Muzyka jest sztuką samą w sobie, tym trudniej jest mi opisać niebagatelność rytmiki czy też barwę tonów. Mogę jedynie opowiedzieć o tym jak to wszystko oddziałuje na odbiorcę, czyli gracza. I na tym chyba należałoby się skupić. Najlepszym podsumowaniem oprawy audio gry jest to, co gracz może poczuć podczas rozgrywki. A tu zdecydowanie daje się odczuć wiele. Na uwagę zasługuje fakt, iż ścieżka dźwiękowa Destiny nie jest nachalna. Podczas moich eskapad na Marsa czy Wenus, ani razu nie odczułem irytacji nieustannym napływem dźwięków. To właśnie w moich oczach zasługuje na duży plus. Temat muzyczny nie pojawia się jak na zawołanie. Jest za to często podawany subtelnie i w finezyjny sposób. Muzyka nie atakuje nas lecz pomału wprowadza w nastrój nieustannie towarzysząc nam w eksploracji świata. Piękna, atmosferyczna i wzniosła – takie słowa pojawiają się w mojej głowie myśląc o oprawie muzycznej Destiny. Można by to wszystko zawrzeć w jednym już jakże wykorzystywanym w ówczesnych czasach określeniu, – EPIC ! W tym wypadku zdaje się być jednak jedynym zasłużonym określeniem. Tak, Panie i Panowie! Ścieżka dźwiękowa Destiny po prostu najzwyczajniej w świecie „wymiata”!

Zacznijmy od tego, że nigdy nie skupiam mojej uwagi na ilości klatek na sekundę czy też na tym czy mój LCD ma full HD czy też nie. Grafika musi współgrać z tonem gry i nie razić dzisiejszego odbiorcy brzydotą. Postęp technologiczny, jakiego każdy z nas jest nieustannym świadkiem stworzył z nas niesamowitych krytyków i koneserów 1080p. Kiedy wiemy, że można zrobić coś lepiej to tego właśnie oczekujemy. Nastał więc czas na pytanie – czy Destiny oferuje grafikę, którą śmiało można by nazwać NEXT GEN? Mamy już podstawy do tego aby móc zacząć tak sądzić.
Jest zdecydowanie ładnie… Jest bardzo ładnie! Gra cienia jest niesamowicie efektowna. Tekstury robią ogromne wrażenie. Niebo pod którym przyjdzie nam podróżować na pewno zasługuje na uznanie. Nie ma właściwie ani jednej rzeczy, do której można by się doczepić. Jest naprawdę przyzwoicie. Planety, które przyjdzie nam eksplorować przedstawione są w szczegółowy i unikalny dla swojej topografii sposób. Kiedy jesteśmy na Marsie, to czujemy, że jest to właśnie Mars! Czerwona planeta otacza nas zewsząd piaskowymi wzgórzami i budowlami, które faktycznie pasują do tonu planety.

Księżyc również oferuje nam prawdziwą ucztę wizualną. Kratery i tunele jaskiń prowadzących w głąb naszego naturalnego satelity oddają ten chłodny specyficzny klimat zimnego kosmosu. Trudno jest nie spojrzeć w górę mając nad sobą tak przepięknie ukazany nieboskłon, który na każdej planecie jest JAKIŚ! Daje się odczuć, że nie jest to jedynie tło dla naszej podróży lecz coś o wiele więcej. Wszystko jest płynne i swobodne. Podczas rozgrywki nie uświadczyłem żadnych potknięć ze strony graficznej gry. Nie mogę powiedzieć złego słowa, szok ;)! Jestem zaskakująco usatysfakcjonowany.
Kolorystyka i charakter całej oprawy gry utrzymują się w tym samym tonie, za co mogę jedynie podziękować. Ponadto widok naszej Ziemi z Księżyca zapiera dech w piersi aż miło. Reasumując, jest lepiej niż poprawnie. Mamy czym nacieszyć oczy i to nawet w 1080p! Oby tak dalej.

Czas podsumować – Rafał Kuźmiński

Destiny to gra wyjątkowa, która łączy w sobie mnóstwo świetnych rozwiązań z lubianych przeze mnie serii, ale wygląda jakby brakowało jej budżetu. Oczywiście teraz, gdy wiemy, że 500 milionów wydanych na nowe IP to delikatnie mówiąc nieporozumienie, jest to możliwe. Za mało planet, za mało przeciwników, za mało misji i złe podejście do tematu kooperacji niszczą tę grę jako MMO, a słaba fabuła i przyjemny, lecz bardzo zręcznościowy model strzelania kasuje Destiny jako dobrego shootera. Mimo to produkcja ta wciąga, grind jest przyjemny, a granie ze znajomymi uprzyjemnia rozgrywkę. Być może kolejne DLC poprawią to, co w Destiny kuleje, jednak ja sobie je odpuszczę.

Jako recenzent muszę być obiektywny, dlatego moja ocena to 7/10

Podsumowanie – Michał Runowski

Nie jestem fanem gier MMORPG, jak i również unikałem jak ognia wszelkich FPS’ów na konsole. Natomiast jak powszechnie wiadomo dwa minusy dają plus*, a w przypadku Destiny ten plus jest dla mnie naprawdę ogromny. Przed beta testami, nawet za bardzo nie miałem pojęcia o tej grze i chyba nawet za bardzo nie chciałem mieć. Od razu ją skreśliłem, gdy dowiedziałem się, że jest to FPS. Jednak podczas beta testów moje zdanie uległo całkowitej zmienie.

Jestem zachwycony jak ta gra jest rozbudowana – świetna fabuła oraz jak dla mnie świetny multiplayer, który dla mnie po drobnych zmianach mógłby być zupełnie oddzielną grą. Cały świat Destiny pochłania do tego stopnia, że zupełnie zapomniałem o innych grach i chyba przez następnych kilka tygodni nadal o nich nie będę pamiętał. Grafika zachwyca, ale chyba nadal nie na miarę wyobrażenia o next-genach. Niemniej jednak oczy na widok grafiki w Destiny Was z pewnością Was nie rozbolą.

Destiny ma ogromne możliwości rozwoju i nie będzie to z pewnością gra na „chwilę”. W końcu wszechświat jest (nie)skończony, a Bungie na razie udostępniło nam możliwość odkrywania zaledwie czterech planet 😉

Gra według mnie zasługuje na 9,5/10

Podsumowanie – Bogumił Jachimowicz

Destiny na pewno jest tytułem wyjątkowym. W pewnym stopniu porwał mnie świat i atmosfera, którego stałem się częścią. Tak jak wspomniałem nic nie mogę zarzucić oprawie audiowizualnej, gdyż faktycznie jest całkiem ładnie i przyzwoicie. Jeśli chodzi o grywalność, to również jest to jedna z lepszych stron gry. Na Destiny czekała wielka rzesza fanów i wcale się im nie dziwię. Miała to być gra roku. Czy rzeczywiście się nią stanie? Nie wydaję mi się. Wszyscy oczekiwaliśmy produktu, który powali nas z nóg. Ja osobiście czekałem na masę kilometrów do zwiedzania i eksploracji. A co za tym idzie, – odkrywania nowych ciekawych miejscówek i przede wszystkim LOOT ! Kiedy słyszymy hasło „loot” odzywa się w nas wewnętrzny „zbieracz”, który pragnie przemierzać stepy w celu znalezienia jak najciekawszego rodzaju ekwipunku. Pragnie cieszyć się jego różnorodnością i co chwilę napotykać coś nowego. Jeśli chodzi o loot w Destiny, to nie jest to rodzaj zbieractwa do jakiego przyzwyczaiły nas gry RPG czy MMO. Niestety musimy zdać sobie sprawę z tego, że jest to shooter z innowacyjnym podejściem do ewolucji postaci i gry zespołowej. Jeśli podejdziemy do tego tytułu z takim nastawieniem, to całkiem możliwy jest brak rozczarowania. Niestety kampania jaka towarzyszy ostatnimi czasy grom wzmaga t.zw. hype a co za tym idzie, oczekiwania gracza rosną. Wydaję mi się, że tak niestety stało się i w tym wypadku. Ogromne oczekiwania napotkały lekkie rozczarowanie. Fabuła nie zwala z nóg. Eksploring nie motywuje gracza, gdyż nie ma tam właściwie nic do napotkania oprócz surowców i skrzyń z walutą gry. Świat nie jest aż tak ogromny jak mówiono na starcie. Aczkolwiek tytuł ma w sobie coś co przyciąga. Mnie jako gracza świat Destiny pochłonąl na długie godziny. Być może dlatego, że zacząłem traktować tą grę faktycznie jak shooter a nie jak wielką mega produkcję. Można tu odnaleźć masę funu, poważnie. Należy jednak nieco obniżyć poprzeczkę oczekiwań. Atmosfera, którą podkreśla niesamowita ścieżka dźwiękowa faktycznie potrafi oczarować. Efekty starć mogą zaspokoić najwytrawniejszych graczy a możliwość trafienia headshota jest nader satysfakcjonująca. Moim zdaniem jest bardzo dobrze. I jeśli by odrzucić cały hype towarzyszący grze od początku, to Destiny jest całkiem udanym tytułem.

Oceniam grę na 7/10