20 luty 2015 był dniem, w którym rzesza graczy otrzymała w swe ręce wyczekiwane od tak dawna – premierowe wydanie The Order: 1886. Gra miała olśniewać piękną grafiką i porywać steam-punkowym klimatem. Czy to wystarczyło aby stworzyć porządną grę?

Przyznam się szczerze, że nie od razu sięgnąłem po The Order: 1886. Od czasu niesławnych Watch Dogs jestem nieco powściągliwy jeśli chodzi o wiarę kampanii reklamowej i wszystkiemu, co jej towarzyszy. Już od dawna było wiadomym, że gra ma powalać przepiękną grafiką i urzekać wiktoriańskim Londynem. Jedno było pewne – The Order miał być przełomem jakościowym na płaszczyźnie oprawy wizualnej. Nigdy nie stawiałem poziomu grafiki ponad wszystko, więc nieco spokojnie wyczekiwałem momentu, kiedy tytuł wpadnie w moje ręce i zawita w czytniku mojej konsoli. Nastała chwila prawdy!

Pierwsze wrażenia są niby tym co decyduje o późniejszym doświadczaniu gry… Muszę przyznać się do faktu, iż The Order: 1886 poirytował mnie na samym początku. I nikt nie zgadnie jaki to drobny szczegół mógł być powodem takiego stanu rzeczy. Jak już niektórym wiadomo – nie przepadam za polskim dubbingiem w grach i preferuję oryginalny język produkcji. Szczególnie wówczas gdy akcja gry toczy się w epoce wiktoriańskiej i ma miejsce w Londynie. Nie wiem cóż to za nowy trend, ale ostatnimi czasy należy zmieniać język konsoli aby móc doświadczać gry z innym dubbingiem, aniżeli nasz – polski. Doceniam trud jaki wkładany jest podczas lokalizacji gry i nawet nie zamierzam krytykować jej jakości czy też formy. Najzwyczajniej w świecie pragnę usiąść przed telewizorem, wejść w OPCJE gry, odnaleźć kategorię AUDIO i mieć możliwość zmiany języka na taki jaki mi pasuje. Niestety (…). Jeśli jesteś Polakiem to bez wątpienia będziesz chciał doświadczać całej zawartości gry w swoim rodzimym języku , prawda? A co jeśli chcę aby dubbing był angielski a napisy po polsku…? Zawsze to jakaś możliwość nauki języka i doświadczania oryginalnego klimatu gry. Nie… Tego mieć nie możemy (!). Należy zatem wejść w opcje ustawień naszej konsoli i zmienić cały język interfejsu aby mieć możliwość zmiany języka gry. Tak, to jest o wiele prostsze rozwiązanie. Gratuluję…

Musicie mi wybaczyć, gdyż ta recenzja nie będzie przypominała standardowej formy – opisu protagonisty, wątku i oprawy audiowizualnej. Dlaczego? Ponieważ nie zamierzam tracić Waszego czasu na schematyczne opisy tego, co każdy powinien odbierać na swój sposób. A prawdę mówiąc, znudziły mnie już te szablonowe opisy tego, co jest niby dobre a co niby nie jest…

Gra wrzuca nas w buty członka Zakonu rycerzy okrągłego stołu – Galahada. Zadaniem zakonu jest utrzymanie porządku i równowagi pomiędzy światem ludzi, a światem wilkołaczych przemieńców. Nicola Tesla jest człowiekiem, dzięki któremu wyposażenie członków Zakonu robi wrażenie i zapewnia zdecydowaną przewagę na polu walki. Wszystko na swój sposób trzyma się kupy i konsekwentnie prowadzi wątek alternatywnej rzeczywistości czasów wiktoriańskich.

Zapewne w tym miejscu powinienem rozpłynąć się w bajecznych epitetach opisujących przewspaniałą oprawę graficzną… A zatem. The Order: 1886 oferuje graczowi przepiękną i szczegółową oprawę wizualną. Powiedziałbym nawet, że jest to pierwsza gra, w której ewidentnie widać, że mamy do czynienia z nową generacją konsol. Mamy tu do czynienia z olbrzymią ilością szczegółów, które potrafią zaspokoić nawet najwytrawniejsze oko. Jeśli wysoki poziom jakości grafiki jest jedynym czego szukasz w grach, to otwarcie oświadczam – „wal śmiało”!

Nastał czas aby stwierdzić rzecz następującą… The Order: 1886 nie jest grą, w którą grało mi się z przyjemnością. Powiem więcej. Ciężko mi ocenić ten tytuł, gdyż nie jestem pewien czy jest on z kategorii gier. Może dla wielu z Was wyda się to śmieszne czy też obrazoburcze, ale moim zdaniem mamy tu bardziej do czynienia z popisem formy, aniżeli z dobrą grą. Co sprawiło, iż wygłaszam tak negatywne zdanie na temat tak przepięknego tytułu? Otóż mam dość kierunku, w jaki to kierują się dzisiejsi twórcy blockbusterowych hitów aż ociekających z przesytu formy ponad treścią. Esencją dobrej gry jest soczysty i przyjemny gameplay, umożliwiający graczowi doświadczenie jak najwięcej interaktywnych zawiłości oraz immersji, decydującej o mile spędzonym czasie. The Order: 1886 stara się udawać grę, którą tak naprawdę nie jest. Jest to raczej interaktywny film o wysokiej rozdzielczości… Interakcja w The Order polega głównie na oglądaniu dopracowanych cut-scenek z subtelnymi przerwami na wklepywanie odpowiednich przycisków podczas Q.T.E. Oczywiście występuje tu również etap, w którym to należy wyeliminować wszystkich oponentów w danej lokacji, tylko po to aby móc dotrzeć do następnej cut-scenki… Jak dla mnie to nieco mało aby móc ten tytuł nazwać pełnoprawną grą.

Przykro mi, iż ostatnimi czasy obierana jest taka właśnie droga produkcji gier. „Małżeństwo” gry i filmu oczywiście ma rację bytu ale jedynie w momentach, kiedy zawiera ono na tyle poważny ładunek emocjonalny, aby móc wywołać u gracza efekt odczuwania na płaszczyźnie nieco większego kalibru, aniżeli zmysł wzroku i słuchu. W przypadku historii Galahada jest to wykonane po macoszemu i nie porywa swą oryginalnością czy też sposobem poprowadzenia opowieści. Podczas gry ma się wrażenie, że lada chwila rozwinie się wątek, który porwie nas na tyle, iż będziemy w stanie powiedzieć – tak, to jest to! Niestety to odczucie pozostaje w sferach marzeń a wątek, którego tak bardzo wyczekujemy, nigdy nie następuje. The Order: 1886 usilnie próbuje opowiedzieć epicką i sztampową historię. W połowie gry pseudo epicka atmosfera przeradza się w patetyczne brnięcie z jednej lokacji do drugiej. A sztampowa historia jest najzwyczajniej w świecie – nudna.

Jeśli masz nadzieję na zwieńczenie historii w The Order: 1886, to „porzućcie wszelaką nadzieję Ci, którzy tu wchodzicie…” To nie będzie miało miejsca w tej odsłonie tytułu. Ale nie Martwcie się. Akcja gry toczy się w okresie październik / listopad / grudzień. A to oznacza, że dalszą część opowieści poznamy w The Order: 1887 (!). Szykujcie swoje portfele, wytrawni widzowie.

Podsumowując tą nieudolną próbę oddania tego, co w The Order: 1886 jest najlepsze, czas wystawić jakąś subiektywną ocenę. Nie jest rzeczą przyjemną pisać o słabej grze. Należy zatem napomknąć, iż w moich oczach i sercu tytuł ten nie zasłużył na miano dobrej gry. Nie stwierdzam również, że jest to całkowicie zła produkcja. Jednakże dla graczy, którzy oczekują interakcji na wyższym poziomie aniżeli – „idź z punktu A do punktu B / obejrzyj filmik / wyeliminuj oponentów / obejrzyj filmik”, to zdecydowanie za mało. Większość z Nas oczekuje czegoś o wiele więcej, gdyż zasługuje na wiele więcej. Jesteśmy graczami i „z niejednego pieca chleb się jadało”. Doświadczając tejże produkcji nie można się oprzeć wrażeniu, że nie koniecznie powstawała ona z myślą o graczu… Bardziej na uwadze miała ona potencjalnego widza. W tym miejscu nasze drogi się przecinają ale jedynie na chwilę, po czym każde z nas idzie swoją własna utartą ścieżką.

The Order: 1886 jest znamiennym przykładem na to, że ładne opakowanie nie zawsze czyni z zawartości perły. Daję temu tytułowi intensywne żółte światło ( zatrzymaj się na chwilę i zastanów, czego tak naprawdę oczekujesz od gry) !
5,5 / 10