14 października miała miejsce premiera gry, która była wyczekiwana przez tłumy zatwardziałych fanów Survival Horror. Czy faktycznie było na co czekać? Zapraszam do świata The Evil Within !

Nie muszę powtarzać, że byłem jednym z tych, którzy wyczekiwali tego tytułu niczym zbawienia. A jednak i tak powtórzę, – pokładałem w tym tytule wiele nadziei i chciałem aby był to faktyczny powrót gatunku Survival Horror. Śledziłem powstawanie tej produkcji niemalże od samego początku. Nadzieję na udaną grę podsycał fakt, iż za charakter gry odpowiedzialny był nikt inny jak ojciec Resident Evil, – Shinji Mikami. A więc nastał dzień sądu… Dzień, w którym możemy przenalizować czyste fakty i stawić czoła prawdzie. Czy się udało ? Czy to co miało być powrotem do klasycznego gatunku gier takich jak Silent Hill i Resident Evil, faktycznie jest tym na co czekaliśmy?

Panie i Panowie, z ulgą na sercu mogę nareszcie stwierdzić, że TAK ! Otrzymaliśmy prawdziwy klasyczny Survival Horror, na który z całą pewnością zasłużyliśmy. Po latach wyczekiwania w końcu nastał czas, w którym możliwy jest powrót do łask tegoż zapomnianego przez producentów gier gatunku. Nie ukrywam, iż ogromnie bałem się dnia premiery. Nie dlatego, że tytuł miał przerażać rozgrywką lecz możliwym rozczarowaniem… Wiadomo jak to bywa z tytułami, które mają być „rewolucyjne”. Wszyscy widzieliśmy to na przykładzie słynnego Destiny ( bez urazy ), gdzie prawda wyglądała nieco inaczej aniżeli zapewnienia czy też obietnice producentów. Na szczęście The Evil Within nie spowodował tak ogromnego zjawiska hype’u i chwała mu za to. Dzięki temu mogliśmy spokojnie wyczekiwać dnia premiery i osobiście odkryć okropny świat „wewnętrznego zła”.

Do rzeczy! Głównym bohaterem ( ofiarą ) jest detektyw Sebastian Castellanos, który jak się później okazuje, nie miał łatwego życia jeszcze przed rozpoczęciem samego koszmaru. Nie zamierzam nic zdradzać aby nikomu niczego nie popsuć. Takiego rodzaju historie najwłaściwiej odkrywać jest samemu. Historia gry zaczyna się od wezwania na miejsce zbrodni, czyli do Szpitala Psychiatrycznego „Beacon”. Zaraz po dotarciu na miejsce zdarzenia detektyw Castellanos odkrywa, iż szpital pełen jest zmasakrowanych ciał pacjentów i całego personelu medycznego… Tam również pierwszy raz napotyka postać, która stanie się nieodłącznym „kompanem” nadciągającego koszmaru. Od tego momentu rozpoczyna się prawdziwa „podróż Alicji do Krainy Czarów”. Sebastian Castellano nigdy nie mógł być przygotowany na to, czego stanie się istotną częścią. Witamy w świecie, w którym przetrwanie i szaleństwo przeplatają się w jedną wielką i niepojętą krainę bólu. Witamy w EVIL WITHIN !
Rozgrywka

Pamiętacie jak niegdyś należało oszczędzać każdy nabój i przeszukiwać każdy kąt uliczki w nadziei, iż znajdziemy jakiś pomocny nam przedmiot? Tu mamy dokładnie to samo! I nie mówię tu o jakimś turystycznym eksploringu. Mam ty na myśli błagalne poszukiwanie amunicji i lekarstw! Dokładnie, mamy to do czynienia z prawdziwym survival. Na początku gry mamy do wyboru dwa poziomy trudności – CASUAL ( ten dla tchórzy ) i SURVIVAL ( ten dla prawdziwych mężczyzn;) ). Nikt mi nie będzie urągał i od razu wybrałem SURVIVAL ! Jestem przecież starym weteranem i wiem co to prawdziwe przetrwanie. Dość szybko doszedłem do wniosku, iż nie mam pojęcia co to znaczy SURVIVAL i zmieniłem poziom na ten dla tchórzy. Wiem, wiem nie jestem hardcorem. Gra na wyższym poziomie trudności bywa najzwyczajniej w świecie bezlitosna. Jestem typem, który bardzo szybko irytuje się nieustannym ponawianiem prób i byłem niestety zmuszony zaoszczędzić sobie zbędnych nerwów. Przyznaję, jestem casualem :(. Na swoje usprawiedliwienie mam jeden ale to bardzo dobry argument, – na niższym poziomie trudności wcale nie ma sielanki! To nadal jest walka o przetrwanie. Oczywiście jest nieco więcej amunicji i medykamentów ale rozgrywka wciąż trzyma należyty poziom. Zapewniam Was, że nie był to spacer w parku. To na co należy zwrócić uwagę to mechanika celowania z broni. Przyznam, iż bywa czasami irytująca. Nie łatwo jest wymierzyć headshota gdy celownik jest tak delikatny. Jednak po głebszym zastanowieniu, – nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Wyposażenie

Obawiałem się również tego w co będzie zaopatrzony nasz główny bohater. Pamiętałem co stało się z ostatnimi częściami Resident Evil i Silent Hill. Miałem nadzieję, że Sabastian nie dostanie karabinu maszynowego czy też jakiejś bazooki. Na szczęście moje obawy szybko rozwiały gołe fakty. Jest tak jak niegdyś! Shotgun to nasz największy przyjaciel! Nie mamy tu zbyt szerokiego wachlarza uzbrojenia i to cieszy me serce niezmiernie. Zaczynamy ze zwykłym rewolwerem i lampą ( tak, klimat już jest obecny! ). Następnie napotykamy się na shotguna, kuszę oraz na snajperkę. Niepozorna kusza uratuje nam tyłek w niejednej podbramkowej sytuacji. Wszystko to za sprawą strzał/bełtów, które możemy tworzyć ze znalezionych części pułapek. Mamy tu do czynienia z kilkoma rodzajami strzał. Niektóre zamrażają a niektóre palą. Są również takie, które oślepiają lub porażają prądem. I uwierzcie mi, nie jest to zbędny bajer. Każdy rodzaj strzał przyda nam się w jakiejś dramatycznej sytuacji. Przekonałem się o tym nie raz. W świecie The Evil Within jest do odnalezienia jeszcze kilka unikalnych rodzajów broni. Ja napotkałem jedynie magnum ale wiem, że czeka tam na mnie nieco więcej.
Klimat

To co w gatunku Survival Horror jest najistotniejszym elementem wie każdy,- atmosfera zaszczucia i beznadziejności sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z idealnym oddaniem klimatu szaleństwa i trwogi. Muzyka doskonale podkreśla dramat i psychozę świata w jakim przyszło nam się poruszać. Wydobywające się z głośnika dźwięki niejednokrotnie przyprawią nas o gęsią skórkę. Postacie, które dane jest nam unicestwiać są makabrycznie pookaleczane, co tylko intensyfikuje nasze poczucie niepokoju. Nasza koncentracja jest cały czas obecna. Nie pamiętam aby w jakiejkolwiek grze był tak skupiony. Liczy się każdy krok, każdy nabój, każdy słoik z …ZIELONYM ŻELEM ! Say what !? Nie wspomniałem o tym, lecz dzięki zbieraniu tejże specyficznie wyglądającej substancji możliwe jest upgrade’owanie wielu atrybutów naszej postaci. Po raz kolejny zapewniam Was, nie przejdziecie obok żadnego słoika obojętnie. Dzięki tej zielonej mazi po udaniu się w miejscę zapisu gry, możemy zwiększyć celność danej broni, pojemność magazynków, długość naszego sprintu ( Sebastian szybko się męczy :/ ), potencjał leczenia medykamentów i wiele innych. ZIELONY ŻEL RULEZ ! Powracając do klimatu nieustannego niepokoju, chciałbym wspomnieć o rewelacyjnym pomyśle twórców gry. Aby uspokoić skołatane serce gracza stworzono unikalne miejsce zapisu gry – zamknięte miejsce w szpitalu ( psychiatrycznym? ), gdzie mamy nawet swój własny pokój czy też celę, jak kto woli. Przejście do tego miejsca wytchnienia jest swojego rodzaju majstersztykiem, jak i smaczkiem podkreślającym unikalność atmosfery towarzyszącej temu tytułowi. Kiedy słyszymy dobiegającą skądś specyficzną muzykę, już wiemy – przejście jest blisko! Napotykamy oznaczone drzwi a za nimi upragnione miejsce… – toaletę z lustrem (?). Dokładnie, lustro jest naszym przejściem a będąc bardziej precyzyjnym, to pęknięte lustro. Niektórzy z Was zapewne pamiętają pokój z maszyną do pisania ( pierwsze Residenty ), który witaliśmy z wielką ulgą. Tutaj jest podobnie. Oddychamy ze spokojem, widząc pękające lustro.
Jeśli chodzi o grafikę, to jest ona brudna i taka być powinna. Cały świat The Evil Within jest chory i brudny. Oprawa wizualna gry powinna tym bardziej podkreślać jej charakter. I tak się właśnie dzieję. Na pierwszą myśl przychodzi nam oczywiście Silent Hill i jego podobny „szum” wizualny. Nie widzę niczego złego z inspiracji zaczerpniętych z innych produkcji, o ile mają one podobną płaszczyznę lub kontekst. Tu wspólnym łączącym mianownikiem jest – szaleństwo, psychoza, makabrycznośc i poczucie chorej do granic możliwości abstrakcji synonimów zła… Tak, poczułem się tutaj jak na „Cichym Wzgórzu”.

Minusy

Dość tych słodkich słówek. Czas na to co nie jest tak dobre w tej grze, jak być powinno. Robię to wbrew sobie ale muszę doczepić się jednej rzeczy, która zdaje się być nieco niedopracowana. Grafika! Nie jestem specem od zaplecza technicznego ale wydaje mi się, że PS4 powinno poradzić sobie z dorysowywaniem tekstur postaci w czasie rzeczywistym. Mamy tu masę potknięć z momencie odgrywania cutscenek… Nie wygląda to dobrze. Gotów bym był pomyśleć, że jest to wina doczytywania danych z płytki gry. Mógłbym tak pomyśleć gdyby nie fakt, że grę posiadam w wersji cyfrowej (!). The Evil Within posiada masę dopracowanych lokacji i niesamowicie szczegółowo oddanych otwartych terenów. Nic więc dziwnego, że błędy gry występują. Co prawda nie są one nagminne ale wspomnieć o nich trzeba. Podczas mojej podróży przez otchłań szaleństwa napotkałem wyrwę w ścianie… Sądząc, że jest to jakieś przejście, podążyłem dalej.. Okazało się, że wpadłem faktycznie w otchłań, …lecz taką ciemną i bez dna. Error.

Podsumowanie

Głównym założeniem Shinjego Mikami było stworzenie gry, która będzie powrotem do klasycznego Survival Horror. Gatunek ten od dłuższego czasu był obdzierany ze swego potencjału na rzecz akcji i tego, co się sprzedaje. Cieszy mnie fakt, że teoria spotkała się z praktyką i oto mamy przed sobą doskonały przykład tego, że można! Można powrócić do konwencji gier z przeszłości i oczarować kolejne pokolenie graczy. Można gatunek zapomniany przez wielu reaktywować w taki sposób, aby czerpał z najlepszych a zarazem był unikatem samym w sobie.

Daję temu tytułowi pełne zielone światło !
8,5 / 10