Z góry zaznaczam, że wszyscy zainteresowani liczbami, cyferkami i innymi porównaniami przeplatanymi masą elektronicznych danych, nie znajdą tutaj niczego dla siebie. Poniższy tekst to opis wrażeń i emocji starego wyjadacza marki PlayStation, który dorwał w swoje ręce najnowsze cacko Sony i delektował się nim przez parę dni.

Po tylu latach oczekiwania pierwszy kontakt, pierwsze odpalenie systemu, pierwsze minuty grania to emocje, radość i euforia. I o tym mniej więcej jest poniższy tekst. Tak więc jeżeli jeszcze tu jesteś drogi Czytelniku… to zapraszam do lektury.

Pisząc ten tekst nie zapoznałem się z wrażeniami moich kolegów z redakcji, którzy już wrzucili na stronę swoje opinie z pierwszych chwil spędzonych z PS4, dlatego jeżeli cokolwiekw naszych tekstach się powiela to jest to oznaka rzetelnego podejścia do tematu, a nie zasady „kopiuj wklej”…

Mam wiele wiosen za sobą, a z marką PlayStation jestem związany odkąd tylko pojawiła się na naszym rynku. Te kilkanaście lat spędzonych na graniu oraz pochłanianiu światów, bohaterów
i przygód stworzonych przez twórców gier skumulowało się na tej jednej właśnie chwili… kiedy 29 listopada 2013 roku w Sony Center w Katowicach odbierałem swój egzemplarz PS4.
Kosztowne zaloty…

Podczas oczekiwania na swoją nową konsolę usłyszałem krótką historię o tornadzie, jakie nawiedziło sklep Saturn w Silesia City Center w Katowicach. Ludzie wbiegli… wykupili wszystkie PS4 i tyle je tam widziano. Jakże poczułem się wyróżniony, kiedy trzem klientom pod rząd komunikowano, że PS4 można kupić… jeżeli wcześniej złożyło się preorder. Jeden ze sprzedawców zaproponował nawet, aby wywiesić kartkę przy wejściu, że nie ma możliwości zakupu konsoli bez wcześniejszej rezerwacji. Zainteresowanie next genem Sony było naprawdę duże. A w centrum tej sprzedażowej zawieruchy ja… zadowolony… dumnie kroczący z egzemplarzem PS4 w ręku, pośród zazdrosnych spojrzeń mijających mnie ludzi, które nie ukrywam dawały mi małą, dziką satysfakcję.

Przewinę drogę do domu i parę innych ważnych spraw tego dnia i skupię się na tym co nastąpiło wieczorem.

Miłość od pierwszego wejrzenia…

W wieczornym teście nowej konsoli towarzyszyli mi: Kujot i Blinkill (pozdro dla Was zgredziole!). To dosyć istotne ponieważ Kujot to stara ekipa redakcyjna poczciwego PSX-Extreme, a wścibski Blinkill zawsze ma co do dodania od siebie… ale o tym później. Teraz czas na najważniejsze.

Pierwszy kontakt wzrokowy. Pewnie to już wszyscy wiecie z tysięcy unboxingów na necie, ale dodam od siebie, że wszystko w pięknym niebieskim pudełku ułożone jest jak należy. Nie ma miejsca na zbędne kartony czy styropian. Ładnie, schludnie i ekonomicznie. Zanim moje palce dotknęły własnej PS4 już zdążył położyć na niej swoje łapska Blinkill. I czar pierwszego kontaktu szlag trafił. Zresztą to u niego norma… jak mi raz nastawił radio w aucie, to już nikt przez parę lat nie mógł tego radia naprawić. Taka karma. Jednak korzystając z jego skupienia na obmacywaniu mojej nowej konsoli dorwałem się do pada.

Figura doskonała…

Nie minęła nawet sekunda, a wiedziałem, że trzymam w rekach doskonałość. Nowy Dual Shock 4 to REWELACJA! Pokuszę się o stwierdzenie, że najlepszy w całej branży elektronicznej rozrywki. Tutaj uprzedzę hejt… miałem kontakt fizyczny z konkurentem (bez podtekstów… chodzi o pady z konsoli konkurencji). DS4 leży w dłoniach lepiej niż „mały” podczas oddawania porannego moczu. Ideał pod każdym względem. Rozmiar, rozstaw przycisków, trigerów. To po prostu trzeba poczuć w rekach.

Nie ma mowy o czymś takim, jak czas na przyzwyczajenie się. On po prostu od razu jest idealny! Zmienione gałki analogowe, opór L2 i R2… napomknę tylko, że oddawanie strzału w Killzone: Shadow Fall na tym cacku to po prostu poezja. I jak myślicie, że to wszystko jeżeli chodzi o OCHy i ACHy nad nowym kontrolerem Sony to się mylicie. Strzałem między oczy okazał się głośniczek zamontowany w tym ustrojstwie. Niby nic, ale pierwsze chwile spędzone z Resogun wbijają w fotel. Coś pięknego. Nawet po kilku godzinach spędzonych z tym tytułem „SAVE THE LAST HUMANS” z głośniczka dalej mnie rozbraja. Jeżeli tylko tę funkcję zastosują inni producenci do swoich tytułów to nic tylko zacierać rączki. W skrócie: doskonały kształt i wykonanie, fantastyczne bajery i możliwości, które jeszcze bardziej wkręcają nas w zabawę na PS4.

Na koniec kwestia świecącego frontu pada. Po tylu dniach stwierdzam definitywnie… ni jak ma się to do grania i nie przeszkodziło mi to nawet na milisekundę. Parę razy specjalnie próbowałem zaszkodzić sobie w zabawie. I nic z tych rzeczy… czysty FUN!

Gra wstępna…

Gdy już PS4 dotarła wreszcie do mnie, mogłem spokojnie się jej przyjrzeć, podotykać, pozaglądać we wszystkie otwory (od dwuznaczności chyba nie ucieknę )… oczywiście jest to wynikiem paniki, jaka się posiała na necie w związku z blaszką, która powodowała zanik obrazu. Na szczęście u mnie nie było najmniejszych problemów i zaraz po okablowaniu pierwsze włączenie systemu.

To właśnie dla takich chwil warto czekać. To właśnie dla tych paru pierwszych minut warto poświecić i trochę czasu i trochę grosza. Laik powie.. cóż w tym takiego niezwykłego? Ale gracz z poziomu hardcore chłonie każą sekundę, każdy kolejno pojawiający się ekran, gdzie za rączkę jesteśmy prowadzeni po instalacji nowego systemu Sony. Cóż więcej napisać… jest bosko. Krótko, wyraźnie i strasznie fajnie.

Kiedy już zakończymy proces instalacji i wgrania update’u włącza sie interfejs. Kurcze to ten sam, którym jeszcze nie dawno chwalił się Wesoły Shu na targach w Kolonii! A teraz mogę się pobawić nim ja! Stary gracz! W skrócie: każdy kto miał do czynienia z PS3 będzie czuł się jak w domu. Tyle, że teraz to taki XMB na szynach. Czyli jeden tor ikonek związanych z systemem, znajomymi, kontami idt, a niżej tor przeznaczony już tylko na gry wraz z całą ich otoczką tj. możliwością podglądu do filmików innych graczy, wejściem na stronę gry, zwiastunami, opisami itd. Generalnie wszystko wygląda przejrzyście i działa… niesamowicie szybko!

PS4-przod

Zanim przejdę do mięsa właściwego słówko o instalowaniu i hulaniu po necie… miazga! Wkładasz płytkę… raz… dwa… trzy.. w międzyczasie oglądasz jak postęp w ściąganiu innych gier z PSN i woala!… odpalasz Killzone: Shadow Fall. Na koniec dodam, że konsola jest bardzo cicha. Nie stwierdziłem hałasu podczas jakiegokolwiek zadania, które musiała przemielić PS4.

I pomimo, że jest ona efektem montażu chińskich studentów to całościowo prezentuje się, jak drapieżnik. Ma smukłą budowę, aby zmieścić się gdzie trzeba i nie zajmować dużo miejsca (np. jak stary odtwarzacz VHS), ma agresywne, ostre kanty gotowe do ataku, a do tego jest niesamowicie cicha… przyczajona, aby przy każdej nadarzającej się okazji zaskoczyć Cię drogi Graczu swoimi niesamowitymi możliwościami. I takie ataki to ja rozumiem…
Jazda na całego…

Jak tylko w mgnieniu oka opanuje się interfejs co jest prostsze niż poranna kupa, od razu śmigamy po PSNie w poszukiwaniu gier i dem… no w sumie to dema bo na razie jest tylko możliwość przetestowania FIFY 14. I choć tutaj akurat Sony się nie popisało, to kwestią czasu jest hulanie po sklepie i testowanie czego się da. Nie wchodząc w szczegóły teraz troszkę o grach, które dane mi było już ograć:

Contrast

Ewidentnie twórcy chcieli stworzyć oryginalną grę przygodową w klimacie Noir z elementami rodem
z Alice: Madness Returns. Gdyby była to produkcja filmowa na pewno wyszłaby spod „dłuta” Tima Butrona. Tak więc w skrócie: klimat całkiem niezły, fabuła stara się być głęboka i mroczna, jednak troszkę jej to nie wychodzi, ale źle nie jest. Grafika… pecetowa. Choć grę ma cechować właśnie charakterystyczny styl graficzny, to jednak odnosi się wrażenie, że jest to typowa przygodówka rodem z komputerów osobistych. Mam odczucia, że brak grafice końcowego szlifu i wszystko wygląda sterylnie. Jako całość gra jest nie zła, jednak największe zastrzeżenie mam do sterowania. Makabra. Odpowiedni patch mógłby bez problemu wyeliminować wrażenie, że gram w produkcję z pierwszego PlayStation, do tego w produkcję z niższej półki.

Flower

Jako, że już szarpiąc na PS3 skusiłem się, aby zakupić tę oryginalną grę mogłem ściągnąć sobie za darmo wersję na PS4. I choć na filmikach i screenach nie widać zasadniczej różnicy, to jednak po odpaleniu gry i polataniu sobie trochę da się odczuć zmiany. Oczywiście nie można się nastawić, że gra będzie teraz wyglądać, jak łąki i lasy w Wiedźminie 3, ale różnica jest. Wszystko ma przepiękne kolory, grafika jest ostra, jak bryła PS4 a płynność koi oczy jak trzeba. W skrócie, jeżeli kupiliście Flower na PS3 to nie zastanawiajcie się i ściągajcie sobie jej odświeżoną wersję. Tym bardziej, że na teraz to w grach na next gena Sony za bardzo nie ma w czym wybierać. A jeżeli jeszcze nie macie tej gry w swoim arsenale i lubicie od czasu do czasu odpocząć od wybuchów, headshotów i adrenaliny, to jest to produkcja w sam raz dla Was. Takie same uwagi mam do kolejnej produkcji notabene tego samego studia czyli do Flow.

Resogun

Jak już pewnie wiecie jest to perełka przygotowana na start PS4. Przyznam szczerze, że na początku troszkę wątpiłem w średnią ocen, jakie zebrała ta produkcja… no właśnie… na początku. Później już zostałem tą grą wręcz oczarowany. To idealny przykład, jak można wnieść powiew świeżości
w skostniały już wydawałoby się klimat arkadowych strzelanin. Jak to powiedział Kujot po odpalaniu: ta gra mogłaby spokojnie wyjść na PS3. Racja. Po tym co pokazało to studio przy Super Stardust HD, mogłoby tak być. Grafika jest piękna, klimatyczna, ostra i kolorowa. Klimat wciąga, jak chodzenie po bagnach, a efektowne eksplozje i hordy nacierających na nas przeciwników nie dadzą nam szybko odejść od konsoli.

Dodać trzeba jeszcze komunikaty dochodzące do nas z głośniczka umieszczonego w padzie i wszystko spaja się w grę, która idealnie spełniła swoje zadanie. PS4 dostała produkcję, z której miodność wręcz wylewa się z telewizora. I o to właśnie chodziło. Resogun jest idealnym połączeniem starych dobrych czasów z możliwościami, jakie niesie ze sobą startująca właśnie na rynku konsola. Polecam z czystym sumieniem. Nic tylko grać.

Pozycja dnia… Killzone : Shadow Fall

Mam dylemat. Już na samym początku mam dylemat. To gra pełna sprzeczności. Po kolei jednak.
Na początku zaznaczam, że jest to opinia maniaka serii. Do tego uprzedzam, że nie ukończyłem jeszcze tej produkcji, jednak poniższe wnioski są na tyle wyraźne, że nie ma to znaczenia. Jako rasowy gracz staram się maksymalnie nacieszyć dobrą grą. Tym bardziej taką, jak Killzone. Dlatego nie śpieszno mi za wszelką cenę z ukończeniem gry, żeby jak najszybciej zobaczyć końcowe napisy
i wrzucić tekst na stronę. Chcę się Killzonem delektować, nie nachapać. I niestety muszę napisać zdanie, które skwituje moje dalsze, krótkie wywody. Ta gra nie wciąga. Niestety.

Już we wcześniejszym swoim tekście pisałem, że obawiam się zmian serii Killzone z brudnej, wojennej strzelaniny, w kolorową wojnę niczym w serii Halo. I niestety, sen się ziścił. Oczywiście nie czepiam się oprawy graficznej bo jest ona bardzo dobra. Są jednak momenty, gdzie troszkę się zawiodłem na grafice, ale taki już los pierwszych gier na nowe systemy. I najważniejsze jest to, że nie samą grafiką człowiek żyje. Jednak pierwszy epizod mnie… delikatnie rzecz ujmując rozczarował. Czekałem na moc wrażeń, które zmiotą mnie na dzień dobry z fotela, a zamiast tego dostałem bezpłciowe wprowadzenie niczym w 2314 odcinku Mody na sukces. Emocje… jak na rybach.

W ogóle coś ogólnie jest nie tak z tą grą. Ataki przeciwników, walka są jakby niezestrojone ze sobą. Takie troszkę za chaotyczne i bez klimatu. Szkoda, ogromna szkoda bo przydało by się tej produkcji troszkę wojennej zawieruchy… W tym miejscu najlepiej będzie, jak zakończę swoją pobieżną opinię, ponieważ wkrótce będzie rasowa recenzja tego tytułu, więc nie będę niepotrzebnie bił piany. Napisze tylko tak od siebie: gra dobra, ale tylko dobra. Brakuje mi klimatu dwójki. Brakuje mi właśnie prawdziwego Killzone’a!

Nasi przeciwnicy sztuczną inteligencję zostawili chyba w swoich wojskowych kwaterach. Takie zachowania i reakcje wręcz nie pasują do gry typu AAA do tego gry tak znanej i zacnej marki. Na koniec naprawdę nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać o animacji… nogi naszego głównego bohatera… błagam o patch bo zachowuje się ona, jakby żyła własnym życiem…
Ja chcę więcej!…

Trochę pomarudziłem przy końcu, ale reasumując moje wywody PlayStation 4 jest potężną konsolą. Czuć moc. Czuć, że tym razem Sony zadbało o każdy szczegół i nic nie działo się przypadkiem. I tylko szkoda, że póki co jest to konsola dla graczy… bez gier. Jednak jeżeli ktoś zastanawia się czy kupić ją teraz czy później… cóż… rzecz biustu kwestią gustu, a ja Tobie drogi czytelniku mogę napisać tylko tyle: kupiłem w dniu premiery… i nawet przez sekundę tego nie pożałowałem.